Dziwna ze mnie kobieta. Nie interesuję się modą. Nie lubię zakupów w galeriach handlowych. Za to frajdę sprawia mi obserwowanie samolotów na lotnisku. Lubię też patrzeć na zabytkowe samochody. Zainteresowania trzeba rozwijać, więc w pewną zimową niedzielę wybrałam się z rodzinką na wycieczkę w okolice Warszawy. Obejrzeliśmy między innymi Muzeum Motoryzacji i Techniki w Otrębusach. Wizyta dość ciekawa, aczkolwiek po wyjściu czułam pewien niedosyt wrażeń. Przeczytajcie, zobaczcie zdjęcia i oceńcie sami, czy warto tam pojechać.
Frajda dla miłośników historii motoryzacji
Muzeum położone jest przy ulicy Warszawskiej 21, w ciągu drogi wojewódzkiej nr 719 i należy do prywatnego właściciela. Traficie tam łatwo, bo przy wejściu stoi piętrowy londyński autobus. Za nim czołg T34 i autobus marki Jelcz, zwany „ogórkiem”. Na niewielkiej przestrzeni, w zaniedbanych halach, poustawiano ciasno przeróżne pojazdy z XX wieku.
Zobaczycie tam jedne z pierwszych produkowanych Mercedesów i Fordów. Są również samochody i motocykle, które zwykle widzimy w filmach wojennych oraz te charakterystyczne dla epoki PRL-u. Są nawet limuzyny, którymi jeździli dawni prezydenci Polski: Wojciech Jaruzelski, Lech Wałęsa oraz Aleksander Kwaśniewski. Pozytywnie oceniam fakt, że każdy samochód ma za przednią szybą kartkę z opisem marki, roku produkcji i najważniejszych parametrów.
Muzeum Motoryzacji – sentymentalny powrót do czasów młodości
Panowie w średnim wieku z sentymentem obejrzą modele samochodów, motocykli i rowerów, którymi jeździli w czasach kawalerskich. Jeśli chcecie popatrzeć na takie auta, jak Syrena, Fiat 125 czy Wartburg, to polecam odwiedzić to muzeum.
Placówka zgromadziła dużą kolekcję motocykli, typu Junak, MZ Trophy, WFM i WSK. Panie z pobłażliwym uśmiechem popatrzą na dawne żelazka, maszyny do pisania i komputery. Dzieci z ciekawością obejrzą telewizory, radia i magnetofony sprzed kilkudziesięciu lat.
Patrząc na magnetofon marki „Kasprzak”, wróciłam myślami do czasów młodości, gdy na parapecie okna w internacie, stał taki sam model z zapałką zamiast przycisku Play.
Niestety, rekwizyty ustawione są piętrowo pod ścianą i trudno je nawet z bliska zobaczyć. Rzucone byle jak w kąt, pokryte grubą warstwą kurzu, niszczeją coraz bardziej. Ogólnie muzeum sprawia przygnębiające wrażenie. Widać, że brakuje tu przestrzeni. Szkoda, bo w większych pomieszczeniach można byłoby te zaniedbane przedmioty wyeksponować. Nie widziałam też niektórych samochodów, które wymienione są na stronie internetowej muzeum. Nie było symboli PRL-u takich jak Nysa, Tarpan czy Żuk. Prawdopodobnie ktoś je wypożyczył na plan filmowy albo na wycieczkę po Warszawie.
Zobacz to sam
Po wyjściu z muzeum stwierdziłam, że cena biletów była nieproporcjonalnie wysoka w stosunku do tego, co tam zobaczyłam. Nie żałuję jednak, że tam pojechałam. To była ciekawa lekcja historii i wspomnienie dzieciństwa. Czekam jednak z niecierpliwością, kiedy po długiej przerwie otwarte zostanie Muzeum Techniki w Pałacu Kultury i Nauki. Na pewno je odwiedzę.
0 komentarzy