Od dawna już wybierałam się na wycieczkę do Poleskiego Parku Narodowego. Planowałam krótki, jednodniowy wypad, bo to przecież niedaleko. Przed wyjazdem znalazłam sporo ciekawych informacji w przewodnikach turystycznych. Obejrzałam kilka interesujących filmów na YouTube i wydawało mi się, że będzie mega fajnie. Zabrałam lornetkę, bo miałam przecież obserwować ptaki i łosie. Wzięłam córkę, niech ma dziewczyna lekcję przyrody w terenie. Zwiedzanie chciałyśmy zacząć od wizyty w Muzeum Poleskiego Parku Narodowego w Załuczu Starym.
Poleski Park Narodowy – a gdzie to w ogóle jest?
Park zajmuje część obszaru Pojezierza Łęczyńsko-Włodawskiego. Siedzibą dyrekcji parku jest Urszulin, miejscowość gminna przy drodze krajowej 82 z Lublina do Włodawy. To właśnie tam widziałam szyldy kilku gospodarstw agroturystycznych. Jest też duża karczma i ogólnie wieś jest zadbana i przyjemna dla oczu. Inne większe miejscowości w okolicy to Ostrów Lubelski od strony wschodniej oraz Sosnowica i Parczew od północy.
Kto drogę skraca, ten do domu nie wraca
Na szczęście to ludowe powiedzenie nie sprawdziło się w tym przypadku, ale przekonałam się nie pierwszy już raz, że aplikacji Google Maps nie do końca można ufać. Ucierpiało też zawieszenie naszej Toyoty. Dlaczego? Dlatego, że dojazd po parku od strony zachodniej jest nieco skomplikowany. Można wprawdzie jechać drogami krajowymi i wjechać do Załucza od strony Urszulina, no ale wtedy byłoby dużo dalej. Ja w sumie chciałam popatrzeć na klimatyczne, lubelskie wioski. Nie wiedziałam tylko, że tamtejsze drogi przypominają wertepy do rajdów samochodami terenowymi. Nawet na drogach wojewódzkich samochód podskakiwał, niczym na polnych miedzach. Aż trudno uwierzyć, że to też Lubelszczyzna, a nie wschodnia Ukraina. (Tu ukłon w stronę naszych samorządowców, bo u nas w okolicy drogi niczym pasy startowe na lotnisku). W dodatku dwa razy skończyła nam się droga przed autem, pomimo tego, że na mapie była, a głos w telefonie uparcie powtarzał “skręć w lewo”. Musiałam zawrócić i szukać innej “autostrady”. Odetchnęłam z ulgą, gdy wreszcie dojechałyśmy do celu.
Ośrodek Dydaktyczno-Muzealny w Załuczu Starym
Niewielkie, choć dość ciekawe muzeum. Obejrzycie tu kilka wystaw przyrodniczych, przedstawiających świat ptaków, owadów i większych zwierząt leśnych. Za szklanymi gablotami są eksponaty żurawi, sów i bocianów, a także mniej znanych ptaków. Jest też wilk, klępa łosia, dzika locha z młodymi i mniejsze zwierzęta. Są akwaria z rybami, które żyją w tutejszych jeziorach i stawach. Zobaczycie również eksponaty archeologiczne, głównie militaria znalezione w okolicy, albowiem na tym terenie, a konkretnie we wsi Wytyczno, toczyły się walki podczas Powstania Styczniowego i Kampanii Wrześniowej w 1939 roku. W muzeum zaciekawiła nas również wystawa o charakterze etnograficznym z wnętrzem starej, poleskiej chałupy i stodoły. Na zewnątrz w wiacie muzealnej obejrzałyśmy większe narzędzia gospodarskie i stare wozy rolnicze. Jest tam także ścieżka dydaktyczna “Żółwik”, w sam raz dla dzieci zainteresowanych przyrodą. Podobno w oczku wodnym przy ścieżce pływa dorodny żółw błotny, no ale niestety, skrył się przed naszym wzrokiem.
Poleski Park Narodowy – co tu właściwie jest do oglądania?
Jest to jeden z najmłodszych z polskich parków narodowych, bo istnieje dopiero od 1990 roku. Założono go, aby chronić obszary torfowisk bagiennych i jezior jako obszar występowania rzadkich gatunków ptaków wodnych. Symbolem parku jest żuraw, ale nie mniej charakterystyczne są łoś i żółw błotny. Przyjeżdżają tu miłośnicy podglądania ptaków, a także turyści, którzy po prostu chcą odpocząć od miejskiego zgiełku i nacieszyć się bliskością przyrody.
Park zwiedza się, chodząc po wyznaczonych ścieżkach dydaktycznych. Jest ich 5:
- Dąb Dominik,
- Obóz powstańczy,
- Czahary,
- Spławy,
- Perehod.
Są też dwie ścieżki rowerowe: Mietiułka oraz Eko-szlak z Urszulina do Pieszowoli. Szczegółowe opisy szlaków wraz z mapkami zobaczycie na stronie parku.
Nie można oczywiście schodzić z wyznaczonych tras, płoszyć zwierząt, zrywać roślin, śmiecić i rozpalać ogień poza wyznaczonymi miejscami. Przy szlakach w kilku miejscach są wiaty, toalety, śmietniki, miejsca na rozpalenie ogniska, kilka wież obserwacyjnych i schronów ornitologicznych. Ścieżki są dość dobrze oznakowane, ale samo odnalezienie początku szlaku trochę czasu zajmuje, zwłaszcza turystom, którzy zawitali tu pierwszy raz.
Nie ma biletów wstępu do parku. W kasie biletowej muzeum oraz w budynku dyrekcji parku w Urszulinie, można zakupić bilety wstępu na poszczególne ścieżki dydaktyczne, jak również mapy parku i pamiątki.
A co my widziałyśmy w parku?
No niestety nic, czego by nie było w naszych okolicach. Były łabędzie, dzikie gęsi, perkozy, kaczki krzyżówki i łyski. Słyszałam w oddali klangor żurawi, ale to wszystko znałam już wcześniej. Byłyśmy wprawdzie na ścieżce Perehod, no ale niestety. Zabrakło nam szczęścia i może cierpliwości do długiej obserwacji? Tak to jest z podglądaniem dzikich zwierząt. Jak się ma szczęście, to się zobaczy sarnę na pobliskiej łące. A jak się ma pecha, to nawet w parku narodowym nic się nie zobaczy. Spacerowałyśmy po parku przez około 6 godzin, a to trochę za krótko, żeby coś konkretnego obejrzeć. W dodatku nieoczekiwanie zaczął padać deszcz. Dlatego czuję niedosyt i zapewne w niedalekiej przyszłości przejadę się ponownie na Polesie Lubelskie. Tym razem wybiorę inną drogę dojazdową, sprawdzę prognozę pogody i zaplanuję dokładnie zwiedzanie.
Jesteś ciekawy, jakie jeszcze atrakcje czekają na Ciebie w Polsce Wschodniej? Przeczytaj jeden z poprzednich artykułów.
0 komentarzy