Dzisiejszy wpis to ukłon w stronę początkujących copywriterów i osób, które interesują się tą branżą. Chcesz dowiedzieć się, dlaczego zajęłam się pisaniem tekstów na zlecenie? Jakie problemy czyhają na świeżaków? Dlaczego po kilku dniach odpoczynku tęsknię za moją klawiaturą? Zapraszam do lektury.
Jak wyglądała moja droga do copywritingu?
Zaczęłam trochę przez przypadek, a trochę przez zrządzenie losu. Pisać i czytać lubiłam już w czasach dzieciństwa, a moja bujna wyobraźnia pozwoliła mi przetrwać różne trudne życiowe momenty. Pisaniem do kolorowej prasy dla kobiet dorabiałam sobie w czasie urlopu wychowawczego i potem, gdy już pracowałam na etacie. Kiedy dowiedziałam się, że jestem chora i czeka mnie długie leczenie, wiadomo było, że do dawnej pracy już nie wrócę. Zastanawiałam się, czym mam się zająć? Marzyłam o pracy, którą będę mogła wykonywać z domu. Chciałam mieć czas na odpoczynek, na wizytę kontrolną u lekarza i po prostu zwolnić tempo życia. Zastanawiałam się przez chwilę nad kursem korekty i rozkręceniem usług podwykonawczych dla wydawnictw. Bardziej jednak pociągało mnie kreatywne pisanie. Czas choroby i leczenia wykorzystałam na przekwalifikowanie się, a także na stworzenie swojej strony internetowej i portfolio. Skończyłam kurs Zostań copywriterem, opracowanym przez pracownię copywriterską Tekstowni.pl. Zdałam egzamin i otrzymałam certyfikat copywritera.
Początki prawie zawsze są trudne
Niestety, początki mojej pracy w tej branży zbiegły się z czasem pandemii. W krótkim czasie przybyło bezrobotnych, którzy chcieli za wszelką cenę pracować zdalnie. Oferowali swoje usługi, kusząc śmiesznie niskimi stawkami. Teraz też wiele osób próbuje swoich sił w copywritingu. A zarazem obserwujemy wysyp różnego rodzaju biznesów online, w tym wielu sklepów internetowych oraz szkoleń online. Branże te potrzebują dobrych tekstów i to jest właśnie pole do popisu dla dobrych copy. Powstają kolejne witryny internetowe, portale i serwisy, które trzeba zapełnić artykułami. Ludzie właśnie w internetowych przeglądarkach szukają odpowiedzi na różne pytania. No i mamy social media, które, choć potrafią uzależnić niczym kilka działek białego proszku, to większość małych biznesów nie może się bez nich obejść. Dzięki temu każdy dobry copy ma o czym pisać. Jedni są dobrzy w social mediach, inni potrafią dobrze opisać produkty w sklepie internetowym, a jeszcze inni piszą dobre teksty poradnikowe na strony internetowe.
Czy łatwo zostać copywriterem?
Nie, nie jest łatwo, chociaż teoretycznie wydawałoby się, że to łatwizna. Wszak pisać każdy potrafi, w dodatku z domu, bez dojazdów, bez szefa nad głową… Nie jest łatwo, ale też nikt mi nie obiecywał, że to jest proste zajęcie, a manna spadnie mi z nieba prosto na klawiaturę. Chociaż lepiej niech nie spada, bo klawisze szlak trafi. Będzie awaria, serwis, a teraz przecież sama muszę wszystkiego dopilnować, bo szef mi nie przyśle informatyka ani nie wymieni sprzętu. Teraz sama sobie jestem szefem i biorę wszystkie problemy na klatę. Mimo różnych niespodzianek typu niezdecydowany klient, zaniżona wycena zlecenia czy fakt, że sama muszę znaleźć zlecenia, ogarnąć formalności i rozliczyć się z klientem, ciągle lubię moją pracę.
Dlaczego kocham tę robotę?
Za to, że pracuję na swoje nazwisko i na swoją markę. Kiedyś mój były szef zapytał mnie, jak sobie radzę z trudnymi klientami, a ja mu odpowiedziałam, że mimo wszystko to są moi klienci, a nie jego. Poza tym lubię tę robotę, bo nigdy się nie nudzę. W każdym miesiącu piszę na inne tematy. Do większości z nich muszę najpierw zrobić research, więc siłą rzeczy zdobywam nową wiedzę. Copywriting kocham też za to, że mogę rano pójść na spacer z lornetką albo w południe pojechać na krótką wycieczkę rowerową. Dotlenię mózg i z uśmiechem (bądź grymasem na twarzy albo nawet z przekleństwem na ustach) wracam do mojego domowego biura. Na ogół jednak taka przerwa to skuteczny sposób na pokonanie blokady pisania.
Jakie dylematy ma początkujący copywriter?
Czy pisać nadal dla agencji, czy jednak poświęcić czas i poszukać bezpośrednich klientów? Ile zleceń przyjąć, aby oddać je w terminie, zarobić fajną kasę, a zarazem nie spędzać nocy przed kompem? Czy lepiej zainwestować w profesjonalnego webmastera czy samodzielnie pracować nad wyglądem swojej strony? Jak wycenić zlecenie, aby zarobić, a zarazem nie zniechęcić klienta ceną? Czy jest sens angażować się w rozkręcanie nowych kanałów w social mediach? A może lepiej napisać jakiś tekst w ramach wolontariatu, ale za to z własnym podpisem i linkiem do swojej strony? Uff, jest trochę tych rozterek. Moją największą bolączką był mój zaniedbany fanpage na Facebooku.
Social media w copywritingu – błogosławieństwo czy przekleństwo?
Wielu copywriterów (zwłaszcza młodych) lubi udzielać się w mediach społecznościowych. Zna się na tym i wykorzystuje niekiedy wszystkie możliwe kanały do promocji swoich usług. Ja się nie znam i nie lubię social mediów. Do niedawna myślałam, że skoro nie potrafię rozkręcić swojego firmowego konta na Facebooku, to jestem skazana na porażkę. Z czasem zmieniłam do tego podejście. Jestem introwertykiem i nie lubię udzielać się publicznie. Taka jestem i tego nie zmienię. Poza tym znalazłam w sieci co najmniej kilku freelancerów w różnych branżach, którzy publikują posty raz na jakiś czas albo w ogóle nie mają konta w social mediach. Nie tracą na to czasu ani energii, a mimo to mają wielu klientów. To właśnie oni są dla mnie przykładem. Chcesz zostać copywriterem? Przeczytaj mój poradnik o tym, jak zacząć pracę w tej branży.
0 komentarzy